Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To wszystko byłoby pięknie, gdyby on był wolny.
— On ze mną zostanie.
— W jakiej roli?
— W jakiej zechce!
— Ej, Olga, mówisz nieszczerze! Może dajesz mi poznać, żebym się nie wtrącał do was. Mogę milczeć, ale mnie ciebie, dziewczyno, żal, bo Roman przy tobie nie zostanie, woli twojej nie ulegnie i żony swojej nie rzuci!
— Mówił ci to, wuju?
— Nie mówił, ale mnie jego słów nie potrzeba, ja widzę, czuję! Wystarczył mi wyraz jego twarzy, gdy pisał list do żony. A gdy mi list oddawał, poznałem ją jego oczach.
Książe umilkł, bo odczuł dreszcz Olgi. Oczy miała zakryte, ale książę widział, jak drżały jej ręce i zaciskały się kurczowo.
— Dziecino — przemówił Czarawdżadze — matkę twoją, Milicę, kochałem jak najdroższą siostrę, a że byłem od niej dużo starszy, więc i jak dziecko swoje kochałem. Broniłem ją przed srogością ojca naszego, a jak twój ojciec, Arczyłł, ją porwał, trzymałem ich stronę. Może i ja przyczyniłem się trochę do tego, że ojciec im wybaczył i do Tataryjska przyjechać pozwolił. Pokochał potem Arczyłła jak syna, za jego wielką miłość dla Milicy. Więc i ty dla mnie, Ola, jesteś jak córka rodzona, której nie miałem. Jak ojciec twój życzę ci dobra i jak ojciec cię ostrzegam. Gdyby Roman był wolny, dziś bym was pobłogosławił. Lepszego bym dla ciebie nie pragnął. Ale wobec tego co jest, patrzę na was inaczej! Ani ciebie, ani jego nie obwiniam. Byłem i ja młody! Byłem, i zdaje się niedawno! Rozumiem ja dobrze takie rzeczy. Ale i ty rozumiesz, Olga. Długo nie może trwać ani wasza miłość, ani wasz stosunek miłosny.
Zaległa cisza.
Po długiej, bardzo długiej chwili, nagle z daleka, gdzieś aż z pod wyżyny zamkowej, dał się słyszeć jakiś głuchy, przytłumiony zew i płynął, rozlewał się jak fala, która ogarnia przestrzeń co raz dalej i dalej.