Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

manie tych siepaczy na Ałchalczyku było celowe, to rozumiem, ale przecie jak cały kraj zaleją, to i tego kąta nie ominą.
— Lecz zabezpieczymy sobie ucieczkę, jeśli się ich rozgromi.
— Przyjdą nowi.
— Rotmistrz twierdzi, że wtedy będziemy już na granicy Małej Azji.
— Spodziewacie się niedużego oddziału, a tu może przyjść armja.
— Armja oblega miasta. Tyflis w ich rękach. Tu w góry, w ten zakątek, idą bandy, luźne watahy, oddziały zbirów,
— Krasnoarmiejcy! żeby ich mór wybił — odezwał się gruby głos w drzwiach sachli.
— Poprostu huligany! A co Chazmara już gotowa do drogi?
— A gotowa, kniaź, i na mój rozum czas iść! Kniażna tu niepotrzebna. Pod wodospadami my bezpieczni, tam w pieczarach skalnych możnaby się ukryć póki co. Ale kiedy panu rotmistrzowi zachciało się walki, to i niema rady! Jego wola taj już!
— Źle my wyszli na jego woli, Chazmarka, przez całą podróż, co? — spytała Olga.
— Ale i na moich radach źle nie wychodziliście i pan Pobóg słuchał czasem Chazmary. On robił głową, a ja chytrością i węchem. Pies tak nie wywęszy gnata, jak ja biedę. Była ja teraz na wsi. W sachlach i żywego ducha niema. Wszystek naród uzbrojony, jak kto mógł, zgromadził się pod figurą Chrystusa. Wszyscy gotowi do obrony. Kobiety z dziećmi małemi chciały także zostać, ale na wyraźny rozkaz rotmistrza są ukryte w pieczarach górskich. Po prawdzie kniaźna powinna tak samo schować się, nic urodą swoją świecić przed tymi czortami.
— Nie mam dzieci i umiem strzelać — odrzekła Olga szorstko.
— Ej, sokoliczko nie wojuj! a to raz z ich łap udało się uciec, ale teraz nie daj ty Boże, co się może stać.