Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I las? Co? I las do nich należał?
— A jakże: Drzewo tyż mogą brać. A bo to im dziedzic zabroni, kiedy zdawna tak było?
Magnat rzucił się do nich. Podniósł pięść, i wytrząsając nią, wołał:
— Zabronię: Zobaczycie, gałgany, że zabronię. Ja was nauczę!... Dwór okradać będziecie? Wpierw poznacie kryminał.
Zaczął kląć po swojemu.
W gromadzie powstał głośny gwar.
— To niech ich dziedzic pakuje do turmy, jeżeli da rady, a nam proszę dać większą pensję i ordynarję! — krzyknęło parę głosów.
— Nie dam!... nic nie dam!... Słyszycie?... I was do kryminału oddam, łajdaki; Sapristi!... W dyby was!
Tłum poruszył się, wzburzenie rosło.
Jeden głos zaczął wołać:
— Jak nie dostaniem czego chcema, to jeszcze spalim resztę, i do roboty nie pójdzie nikt.
— Teraz inne czasy nastały, oho! — wołał drugi.
— Teraz pany przycichną. Tak ma być, jak chcema! a jak nie, to strajk.
— Niech pan hrabia nie krzyczy, bo się nie boi nikt.
— Dać podwyżkę i ordynarję większą, mniej roboty to i będzie ład.
— My tu mamy spisane to, czego chcemy. Niech pan hrabia przeczyta.
Trestka wychodził z siebie.
— Ja?... ja?... mam czytać coście nagryzmolili?! Won stąd, gałgany! Palić mię jeszcze będziecie?... grozić?!... Ja was postrzelam, jak psów.
— A dobrze!... To będziema się bić — rozległy się urągliwe głosy.
Hrabia, nieprzytomny z gniewu, zziajany, krzyczał, klął i bił się po kieszeniach, szukając broni.
— Zabiję!... zabiję, jak psów!...
Wyglądał komicznie. W szalonej pasji skakał, rzucał się, blady, spocony, z rozwścieczonemi oczyma.
W gromadzie powstał śmiech. Zaczęły się żarty.
Nagle w drzwiach stanął ordynat, spokojny, surowy, z groźną fałdą pomiędzy brwiami. Wszedł i zatrzymał się chwilę.