Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LI.

Na rzece głębowickiej burzyły się fale wiosenne, roznosząc dokoła huk i zapach wilgotnej piany. Woda błękitno-zielona, trochę mętna, najeżona białemi grzywami bałwanów, waliła szerokiem korytem w wirach i skrętach rycząc, jakby się w jej głębinach odbywały orgje wodników z najadami. Gdy fale płynęły spokojnie, z szumem i bełkotem jednostajnym a melodyjnym, z toni wydobywały się jakieś głosy przedziwne, niby szepty miłosne, niby westchnienia i zaklęcia. I niby śpiew syreny biegł wówczas po nurtach pełen słodyczy, ponętnych obietnic.
Najpiękniejsze załomy i najgłębsza toń na rzece, były pomiędzy parkiem i zwierzyńcem głębowickim. Tam, zdobiły wodę z obu stron olbrzymie masy drzew, które daleko rzucały swój cień głęboki, drgający. Gdy ściany te niebotyczne zazieleniły się, rzeka płynęła jak w przepaścistym parowie wśród boru. Ptactwo wodne zaczynało się już gromadzić i kwilić. Zjawiły się białoskrzydłe mewy i dumne ze swej urody perkozy.
Bohdan Michorowski nie straszył ptaków płynąc w wązkiej łodzi i prawie nie poruszając wiosłami. Codziennie, o ile nie był w Obronnem, zjawiał się na rzece. Tu marzył, snuł zdobywcze projekty, i często głośno je wypowiadał, jakby mówiąc do fal. Zebrało się w jego duszy mnóstwo zapytań i zagadnień, odpowiadał na nie śmiało, bez wahania, lecz one wciąż nasuwały się uparcie zawsze te same. Pragnął Luci i wiedział, że już ją zdobył. Ale chciał, aby myśli jej należały do niego i uczucia i każde drgnienie serca. Pragnął ze swej strony ofiarować jej to samo, i był pewnym siebie. Nie miał żadnych wątpliwości, że Lucię kocha i, że zabezpieczy jej szczęście, gdyż znał dokładnie stan swojej jaźni duchowej. Odczuwał w sobie wiele porywów uspakajających go. Brzydził się istnieniem pospolitego światowca, gogusia, żyjącego zmysłami, dobrem śniadaniem i zabawą, który dba jedynie o poprawny krawat, jeszcze poprawniejszy smoking i najpoprawniejszy kapelusz. Bohdan chciał dążyć do poznania prawd głębokich, do ujarzmienia swych namiętności, i osiągnięcia ideału życiowego. Chciał zdobyć szczęście; uważał je jeśli nie jawnym, to utajonym celem każdego człowieka. Ale on chciał szczęścia zdobytego mocą ideału. Rozumiał, że z brudnej kopalni przeróżnych pokładów, jaką jest istota ludzka, wydobyć czysty kryształ, to praca zmudna; chcąc ją spełnić, nie należy opuszczać