Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Młodzienieniec pochylił głowę do kolan starca, z ust Andrzeja wyszedł cichy szept.
— Wybaczcie.
„Bóg się rodzi, moc truchleje“ — odezwał się chór kolędników za oknem na śniegu.


KONIEC.