Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obywatel, to burżuj, to coś niższego — wiedzą i czynami. Wierz mi Jurku, że to zdanie bardzo naiwnych. Czyny ziemianina, gdy są tworzone w natchnieniu, mogą być wielkie, jego fach to życie większości społeczeństwa, gdy on wprowadza pewien kult, to go odczuwa cały kraj. Na nim spoczywa dobrobyt, rozwój wszelkich gałęzi i fachów.
— Tak, ojcze, ja to właśnie dziś zrozumiałem i... przekonałem się, że czyn realny, lecz utylitarnie wielki, jest również ideowym i... wiekopomnym. Ale trzeba działać i chcieć.
Stary pan chwyta syna w ramiona. Rozpromieniony jest, szczęśliwy.
— Więc będziesz działał, tu na swojskim zagonie, u nas, Jurku!
— Dziś u mnie był przełom, ojcze, i to zobowiązanie na całe życie, to dla mnie chwila bardzo poważna, moje credo życiowe. Pozwól, że odpowiem jeszcze, nie teraz.
Ojciec nie sposępniał na tę zwłokę, czuje, że instynkt zwalczył porywy syna i, że go ciągnie na właściwą drogę. Chciał być cierpliwym.
Odsunęli się od siebie.
Zmrok gęsty okrył bór i polanę.
Tem groźniej brzmiały w ciemnościach głosy zwierząt na rykowiska.