Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Anielko, czemuż nie spojrzałaś na datę w ogłoszeniu. To idjotyczny koncept mego kolegi na pierwszego Kwietnia przygotowany dla ciebie. Nic o tem nie wiedziałem, łobuz przyznał mi się dopiero w Wielki Piątek do swego żartu. Natychmiast wyjechałem do ciebie, bo niepokój mię gryzł. Ładny Prima-Aprilis! Sprawię łaźnię Kazikowi za taki dowcip.
— Jędrku! Więc to kłamstwo, tyś nie żonaty?
Młodzieniec porwał w pół Anielkę, zdrętwiałą z nawału wrażeń.
— Dziewczyno ty moja! Ja żonaty z inną? Nie bluźnij na Boga! Będę żonaty w Lipcu, bo ukończyłem kursa i zabiorę moją panią, moją boską Angelę. Kochasz mię niebogo?
Anielka z rzewnym szlochem przytula się do ramienia narzeczonego.
— Jędruś mój! Więc mój? Czemuż nie pisałeś tyle czasu? Czemu?
— Bo pracowałem bez wytchnienia. Cóż chcesz, egzamina! Zresztą elegji listownych nie lubię, wolę w naturze. Ot, tak!
Przyciska ją do siebie i pije rozkosz, pije upojenie z jej różanych ust, które rozchylają się do niego, jak wonny, soczysty kwiat wiośniany.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .