Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wże i bory posinieli i listy opali.
Jak pryide mój sokolik budemo spiwali“.

— Hej, Fedotka, koły twoje wesile? — zawołała jedna z grabiących dziewcząt.
— Koły Boh daść — brzmiała odpowiedź.
Dziewczyny rozgadały się.
— Ja słyszała szczo Maksym dziś na nowo swaty przyszle.
— Wże teper bat’ko ciebie odda, wola nie wola, tobi wże czas za muż.
— On harny chłopiec, jaby sama jego chciała, ty durna Fedotka jak ty jego nie choczesz.
— Aj takiego lubienia, jak Maksym ciebie lubit, ja z rodu nie widziała, idy za niego, my potańcujem na wesilu.
— Do czorta tobi z twoim sołdatom.
Fedotka, milcząc, grabiła pilnie, westchnienia podnosiły jej piersi.
W tem jedna z dziewczyn zawołała cicho.
— Hej diwczata, baczyte, pan jedzie tutki.
— Gde? gde?.. — krzyknęły wszystkie.
— A ot tam, baczysz?..
— Jej Bohu, prawda!
Dziewczęta grabiły zamaszyście spoglądając na zbliżającego się wolno pana.
— Czeho win od nas chocze?.. a jaki harny.
I chichotały trącając się łokciami.
Po chwili, między szeregi dziewcząt, wjechał