Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   122   —

że na zawsze dla mnie stracone, — życie rodzinne. Nie byłem już sam, nie byłem opuszczonem dzieckiem. Miałem moje łóżeczko, moje miejsce przy wspólnym stole. Jeżeli w ciągu dnia Aleksy lub Benjamin dali mi z żartów szturchańca, nie wzniosłem na nich mej ręki i wieczorem gromadziliśmy się razem, jako dobrzy przyjaciele i bracia.
Ale zaznawaliśmy nietylko pracy i trudu; mieliśmy także godziny odpoczynku i przyjemności, krótkie wprawdzie, lecz tem rozkoszniejsze.
W niedzielne poobiedzia zbieraliśmy się w małej altance winnej, przylegającej do domu. Zdejmowałem moją harfę z miejsca, gdzie przez cały tydzień na gwoździu wisiała i grałem moim dwom braciom i moim dwom siostrom do tańca.
Gdy się tańcem zmęczyli, śpiewałem im moje piosenki, a moja piosnka neapolitańska zawsze wywierała nieopisane wrażenie na Lizę. Wtedy, aby ją rozerwać, musiał pokazywać swe sztuczki Kapi, dla którego te niedziele były też dniami świątecznemi, gdyż przypominały mu przeszłość i skończywszy swą rolę, byłby ją zawsze najchętniej raz jeszcze odgrywał.
Ojciec zanim jeszcze osiedlił się jako samodzielny ogrodnik, pracował wpierw przy rządowych szkółkach owocowych i tam miał okazję spotykania się z ludźmi, wiedzy, którzy zachęcili go do czytania i do uczenia się. W przeciągu wielu lat zakupywał za swoje oszczędności książki, które czytywał w wolnych chwilach. Ale gdy się ożenił i gdy przybywały dzieci, wolne chwile stawały się coraz rzadszemi. Trzeba było zarabiać na chleb powszedni. Książki poszły w zapomnienie, choć nie zagubiono ich, ani nie sprzedano, lecz znajdowały się zamknięte w szafie. — Pierwsza zima, którą spędziłem u rodziny Akę, była bardzo długa. Prace w ogrodzie musiały być przerwane przez kilka miesięcy. Wtedy, aby nas zająć wieczorami, jakie spędzaliśmy przy domowem ognisku, wyciągnięto z szafy stare