Strona:Hamlet (William Shakespeare).djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
85 

W moim pokoju, gdy wtem książę Hamlet,
Z odkrytą głową, rozpięty, w obwisłych
Brudnych pończochach, blady jak koszula,
Chwiejący się na nogach, z tak okropnym
Wyrazem twarzy, jakby się wydostał

90 

Z piekła i jego zgrozę chciał obwieścić,
Stanął przedemną.

Poloniusz.Czyliżby z miłości
Oszalał?
Ofelia. Nie wiem, ale się obawiam.
Poloniusz. Cóż ci powiedział?

Ofelia.Ujął mnie za rękę,
Nie mówiąc słowa, i silnie ją trzymał:

95 

Cofnął się potem na długość ramienia
I drugą rękę przytknąwszy do czoła,
W twarz moją wlepił oczy tak badawczo,
Jak gdyby ją chciał narysować. Długo
Tak stał, nareszcie lekko potrząsając

100 

 Mojem ramieniem i kiwając głową,
Wydał tak ciężkie, żałosne westchnienie,
Że się zdawało, iż mu piersi pękną
I życie z niego uleci. Odstąpił
Wtedy odemnie i powolnym krokiem

105 

 Szedł z odwróconą głową po za siebie,
Kierując się ku drzwiom. Przeszedł w ten sposób
Przez cały pokój, bez pomocy oczu,
I wyszedł, ciągle wpatrując się we mnie.
Poloniusz. Muszę natychmiast udać się do króla:

110 

 Są to objawy gwałtownej miłości,
Która się trawi w sobie i prowadzi
Do rozpaczliwych kroków, tak jak każda
Inna namiętność, trapiąca ród ludzki:
Boleję nad tem. Możeś tymi czasy

115 

 Przykre mu jakie słowo powiedziała?

Ofelia. Nie, Panie; tylko tak jak rozkazałeś,
Odesłałam mu listy i wzbroniłam
Dalszych odwiedzin.

Poloniusz.To go w szał wprawiło.
Boleję nad tem, żem jego skłonności

120 

 Dokładniej, pilniej nie zbadał. Myślałem,
Że on cię durzy, przywieść chce o zgubę.