Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widząc rozgniewany wzrok pani Smith — wtedy i jabym leżała i nie mogłabym przyjść do pani i przynieść jej smacznych rzeczy! — A teraz nauczę panią tej gry!
I Pollyanna opowiedziała pani Smith o paczce misjonarskiej, o kulach i o lalce, której nie otrzymała.
Zaledwie skończyła opowiadanie, gdy we drzwiach stanęła Milly, oznajmiając, że panna Polly telefonowała, prosząc, żeby Pollyanna wracała, gdyż czeka na nią lekcja muzyki.
— Ha, trudno! — rzekła na to Pollyanna. — Skoro ciocia mnie wzywa, muszę iść, lecz jestem zadowolona, że choć tyle czasu mogłam być z panią! Nieprawdaż, proszę pani?
Odpowiedzi nie było, lecz Milly, która w tej chwili podeszła do matki, zauważyła dwie duże łzy, ściekające po policzkach chorej.
— Dowidzenia — wołała Pollyanna — już zbliżając się do drzwi. — Przykro mi bardzo, że dziś nie uczesałam panią, ale cieszę się, że będę mogła to zrobić następnym razem! Dowidzenia!


∗             ∗

Tak spędzała czas Pollyanna, radosna zawsze i wesoła, nie szczędząc ciotce swych zachwytów nad wszystkiem, zapewniając bardzo często, że się bardzo cieszy, iż mieszka u niej.
— Wszystko to bardzo pięknie, Pollyanno — odpowiadała zazwyczaj na te wyznania panna Polly tonem oschłym i znudzonym. — Cieszy mię bardzo,