Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świadczy dowodnie nazwisko „Mitchel”, wydrukowane złoconemi literami na rzemyku opasującem puzderko. Niestety, nie odkryto innych śladów złodzieja, ale płatniczy zapamiętał rysy sprawcy tak dobrze, iż detektywi mają nadzieję przyłapać go, wedle podanego opisu.
— Cóż ty na to?
— Ot, jedna z historyjek, które mi obmierziły czytanie dzienników, pełnych tego zawsze.
— Czy chcesz powiedzieć, że ten przypadek nie budzi twego zainteresowania?
— Z jakiegoż powodu miałby mnie interesować? Czy może dlatego, że jechałem przypadkiem tym samym pociągiem i zostałem zrewidowany na rozkaz niedołężnego detektywa?
Zdaje mi się, że istnieją inne jeszcze motywy zainteresowania. Każdy, kto posiada wszystkie klepki i wie o zakładzie, musi przypuszczać, że działałeś w tych sprawach.
— W których? Kradzieży, czy mordzie?
— Boże wielki! Gdybymże mógł wiedzieć. Byliśmy przyjaciółmi od pierwszej chwili poznania, byłem ci wierny, wierzyłem w ciebie, wbrew temu co rozpowiadali nieżyczliwi, ale teraz...
— I cóż, teraz?
— Nie wiem co myśleć. Zakładasz się ze mną o popełnienie zbrodni, a w parę godzin później wychodzi na jaw kradzież, a potem morderstwo, które to zbrodnie stoją wyraźnie w związku ze sobą. Prócz tego, zamordowana mieszkała tam, gdzie Remsenowie. Wiadomo, że po wpół do dwunastej byłeś przez godzinę w złowrogim domu i że w tym czasie słyszano krzyk, dolatujący z mieszkania nieboszczki. Nakoniec zostały odnalezione klejnoty, a na puzderku jest twoje nazwisko.