Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poczęli rozmawiać w swoim języku, którego nie rozumiałem.
Odgadywałem że stara się ją uspokoić i że ona ciągłe się boi.
Zapytałem mojej sąsiadki:
Czy pani nie zimno?
Oh! tak, bardzo mi zimno.
Chciałem dać jej mój płaszcz, lecz ona odmówiła, zdjąłem go jednak i okryłem ją nim, wbrew jej woli. W tej krótkiej walce spotkałem jej rękę co wywołało u mnie rozkoszne drżenie po całem ciele.
Od kilku minut, wiatr stał się gwałtowniejszym, a uderzanie wody o boki okrętu silniejsze. Podniosłem się; silny powiew przebiegł mi po twarzy. Wiatr się wzmagał!
Anglik, spostrzegł to równocześnie ze mną i rzekł prostodusznie:
Jestto niedobrze dla nas, to....
Istotnie położenie nasze było krytyczne. Groziła nam pewna śmierć jeśliby fale, nawet słabe fale, poczęły atakować i wstrząsać okrętem już i tak rozbitym i rozpadającym się. Pierwsza silniejsza fala mogła go potrzaskać na miazgę.
Obawa nasza wzrastała też co chwilę razem ze wzmagającą się siłą wiatru. Teraz już morze wzburzało się trochę i widziałem w ciemnościach białe linie piany, które to się zjawiały, to nikły, każdy przypływ wiatru zaś wstrząsał szkieletem Marie-Joseph, wywoływał krótkie drżenie całe-