Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieci, zadziwiające bębny. Zobaczysz je razem z matką.
Rozmawialiśmy głośno, sąsiedzi z podziwieniem oglądali się na nas.
Nagle mój przyjaciel spojrzał na zegarek, chronometr wielkości cytryny i zawołał:
Do pioruna! Przykre to, lecz muszę cię opuścić; wieczorami nie jestem wolny.
Wstał, na pożegnanie trząsł mojemi rękami jak gdyby chciał je wyrwać z ramion i wyrzekł:
Do jutra, do południa, to ułożone!
Ułożone.
Przedpołudnie spędziłem w biurze generalnego skarbnika. Chciał mnie zatrzymać na śniadanie, przeprosiłem go jednak, że mam umówione spotkanie u mego przyjaciela. Towarzyszył mi zatem po drodze.
Zapytałem go:
Czy wie pan gdzie jest ulica Krucza? Odpowiedział:
Wiem, to jest pięć minut stąd. Ponieważ nie mam nic do roboty, odprowadzę pana.
I poszliśmy.
Wkrótce doszliśmy do ulicy, której szukałem. Byłato wielka, dosyć ładna ulica, na skraju miasta i pól. Spoglądałem po domach i dojrzałem numer 17. Dom przedstawiał się jakby pewnego rodzaju hotel, z ogrodem z tyłu. Front ozdobiony freskami, o stylu włoskim, robił wrażenie złego gustu. Widziało się boginie nachylone nad urnami, to znów inne, okryte lekkim obłokiem,