Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wtarzając ustawicznie: Ach, ja cię tak kocham! Odważyłem się dwa razy pocałować ją w szyję, ale przechodnie mnie żenowali. Ona z miną prowokującą i ironiczną, podniecała mnie: a co potem?... a co potem? — To „co potem“ denerwowało mię i wyprowadzało z równowagi. Przecież nie można było w powozie, w lasku bulońskim, wśród jasnego dnia.... Ty rozumiesz.
Ona widziała dobrze moje zażenowanie i bawiła się niem doskonale. Od czasu do czasu drażniła mnie:
Obawiam się, że źle trafiłam, widzę, że mam podstawę do pewnych obaw.....
Ja co prawda sam poczynałem się obawiać o siebie. Kiedy mię ktoś onieśmieli staję się do niczego niezdolnym.
Podczas kolacyi w domu była rozkoszną. Ażeby być pewniejszym siebie odesłałem służącego który mię bądź co bądź krępował. — Och! zachowywaliśmy się przyzwoicie, ale ty wiesz jak zakochani są śmieszni, piliśmy z jednej szklanki, jedliśmy z jednego talerza i jednym widelcem.. Bawiło nas zjadanie ciastek równocześnie z obydwóch stron, tak że usta nasze spotykały się w środku.
Ona zapragnęła napić się szampana.
Zapomniałem zupełnie o tej butelce stojącej na kredensie. Wziąłem ją, przeciąłem sznurki i naciskałem korek, żeby wystrzelił. — Nie wystrzelił. Gabryela poczęła się śmiać:
O! Zła wróżba!