Strona:Grający las i inne nowele.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakiś pan w sprawie niecierpiącej zwłoki pragnie się ze mną widzieć. Kazałem wpuścić. Wszedł mały, łysy człowieczek o lisich oczach, ajent tajnej policyi. Już w progu uśmiechał się do mnie z zadowoleniem.
— „No cóż“? zawołałem niecierpliwie...
— „Jesteśmy na tropie... kobieta, której pan szuka“...
— „Umarła?“ krzyknąłem, wstrzymując oddech.
— „Nie! wyjechała z Paryża“...
— „Dokąd?“
— „To jeszcze nie wiadome... lecz to już głupstwo... czy mam robić dalsze poszukiwania... za kilka dni mogę Panu podać dokładny adres... lecz to będzie kosztowało nieco“...
Pokrywałem, jak mogłem, moje wzruszenie, lecz ręce moje, gdy podawałem ajentowi pieniądze, trzęsły się przeraźliwie. A więc żyje, nie omyliło mnie przeczucie, prawdziwem było to tajemnicze czucie, które kierowało moimi czynami.
Począłem rozważać, kojarzyć pojęcia i wyobrażenia, kombinować. Doszedłem do następujących wyników. Po wyznaniu staruszka profesora, runął w duszy p. Eli cały przecudny