Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciała, ażeby wszystko było nie czarne, ale czerwone... bo bardzo ten kolor lubiła. Tak leżała. Niby że to Helunia, do której właśnie szedł... Tak się złożyło. I że to się czasem tak złoży dziwnie... Felicyan pamięta, jak ścisnął w kieszeni te trochę pieniędzy, które już miał przygotowane... I nie wiedział, co z niemi właściwie zrobić. Bo jeżeli ona już na katafalku... A potem wie, że kazał sobie dać za te pieniądze zieleniaku i wypił go sam w jakiejś knajpie... Ale gdzie?.. gdzie?...
Pot mu wystąpił na czoło. Uczepił się tej myśli. Gdzie on pił to wino? Nie wie.
Wytężył wszystkie siły — nie wie. Krzyknął głośno:
— Gdzie?
Ocknął się. W sąsiednim pokoju łomot grubych talerzy. Nakrywają do kolacyi. Co dziś będzie? Coś z obiadu. Eh! mniejsza. Naciągnął kołdrę. I znów ogarnął go purpurowy kolor. Coś jakby zbrodniczego. Wielkie, niespełnione zbrodnie wyciągnęły ku niemu długie, cienkie ramiona. Przedstawił sobie uczucie człowieka, który znajduje się na środku jakiejś lodowej przestrzeni, a naprzeciw niego