Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiednią ilością skutecznych wymówek — gdy dojrzała jakiś ruch — coś jakby Felicyan całą siłą dobywał się z łóżka, chciał gdzieś uciekać, chwytał rękami powietrze.
Zerwała się, spieniona i wściekła.
— Co ty wyrabiasz — stary waryacie!...
Lecz »stary waryat« odparł, bełkocąc.
— Puśćcie mnie! niech ja sobie pójdę.
Dulska parsknęła śmiechem.
— A któż cię trzyma?
Zwrócił na nią jakieś dziwne, świecące oczy.
— Ty... wy... puścicie...
— Idź... idź... na jednej nodze.
I śmiała się z jego usiłowań, śmiała chwilę — wreszcie ocknęła się zła, że »ją ze snu wybił«.
— Dosyć tych błazeństw... daj mi spać. Ja pracuję cały dzień, nie wyleguję się, jak ty — muszę mieć spokój!...
Felicyan bełkotał jeszcze.
— Ty! wy!
Lecz Dulska krzyknęła:
— Cicho!
Przyległ na chwilę — lecz szybko wyciągnął rękę w kierunku drzwi.