Strona:Gabryela Zapolska-Pani Dulska przed sądem.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
...Zbyszko wcisnął się przemocą.

Lecz oto Zbyszko, który po awanturze z Hanką puścił się na wielką łobuzerkę, spotkał się gdzieś nad ranem na wschodach z Matyldą Sztrumpf. Te dwie rozpusty zielone i zgniłe, cuchnące kwasem szampanowym i nieświeżemi ostrygami, zajrzały sobie w oczy.
W jednej chwili porozumieli się. Ona nie mogła dodzwonić się na swego starego żyda, który gdzieś drzemał w głębi apartamentu. Zapomniała klucza.
On szedł wolno i zatrzymał się.
Jej białe boa puszyste i kosztowne wlokło się po dywanie schodów.
On przydeptał je butem.
— Och! pardon.
Kokotka parsknęła śmiechem.
— Nie szkodzi! — rzuciła.
— Może — proszę częściej?
— Może...
Śmieli się oboje leniwym, niemiłym śmiechem.
Za drzwiami apartamentu rozległo się człapanie pantofli.