Strona:Gabryela Zapolska-Pani Dulska przed sądem.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

warunki, dostała klucz, zgodziła się płacić stróżowi cztery guldeny na ręce pani Dulskiej i wprowadzać swoich gości kuchennemi schodami i na palcach. Zwłaszcza co do stróża pani Dulska była bardzo rada, bo to uwalniało panią Dulską od płacenia mu pensyi, jako stróżowi kamienicy. I wszystko było w porządku. Kokocica spała cały dzień, nie miała sługi, plotek nie było. Posługiwał tylko jakiś stary żyd, który przemykał się, jak cień, po ganku, nosząc rano czekoladę w podwójnych porcyach z poblizkiej cukierni. Zresztą — okna, wychodzące na ulicę i na ganek, szczelnie pozasłaniane storami koronkowemi, pozaciągane różowym i żółtym jedwabiem. Czasem tylko na balustradzie ganku od dziedzińca żyd w szarej kurtce, nucąc coś cichutko, rozwieszał śliczne szlafroki, jak z puchu, z rękawami długiemi, wiewającemi, jak chorągwie błękitne, oszyte koronką. Czasem zabłysła złota atłasowa kołdra, opięta wspaniałem, walansienkami strojnem prześcieradłem, zawieruszył się jasiek, jak cacko, ubrany w kokardki, na których plątały się długie, rudawe włosy kokotki.
Z kuchni Dulskiej wypadała wtedy Hesia i, szeroko otworzywszy oczy, chłonęła w siebie widok tych cudów, ona, która znała tylko dessous kobiece z uczciwego płótna i oszyte dzierganemi ząbkami lub „tiulikiem“ haczkowanym z krętej bawełny. Na twarz dziewczyny wybiegały wypieki. Wpatrzona w balustradę ganku, zdawała się wciągać w ruchome nozdrza woń perfum zmieszanych, któremi kokotka cała była przesycona i przesycała wszystko, co dotykało jej ciała.