Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko odczuć wewnętrzne wrażenia, jakie te słowa na nią czyniły.
Zawrzało w niej wszystko. Jakaś groza, ból.
— Pragnęłam tego! — wyszeptała w przestrzeń — nie było szaleństwa, którego byłabym nie popełniła, aby ten cel osiągnąć.
Już był przy niej — u jej kolan — tulił głowę do niej.
— Poświęć mi całą przyszłość! — wyszeptał — bądź żoną moją!
Z długim, bolesnym krzykiem skoczyła, odtrącając go od siebie.
— Nie! Nigdy!...
— Dlaczego?
Zamilkła. I przed sobą samą usprawiedliwiać się zaczęła w myśli. Nie chciała być jego żoną, bo oddawszy się Kaswinowi, nie była już tą bez skazy, za jaką on być ją mienił.
Lecz tam, w głębi jej organizmu, tkwiła inna przyczyna.
W zbliżeniu Halski stracił nad nią władzę. Obecnie było w niej głucho. Nie reagowała. Nie wibrowało w niej już nic...
Szeroko rozwartemi oczyma wpiła się teraz w niego.
Zrozumiała — nie był dla niej niebezpieczny. To co gnało ją w objęcia jego, była nie miłość do niego, lecz pragnienie zaspokojenia wzburzonego ciała za jaką bądź cenę.
Ciało znalazło gdzieindziej źródło uspokojenia — odwracało się obojętne.
Uśmiechał się do niej niewyraźnie i zamglono. Niósł siebie w tej ofierze i pewny był przyjęcia. Twardy, zimny wyraz twarzy kobiety jednak zaniepokoił go. Ustał w pół drogi.
Pytająco patrzył.
— Co jest teraz wspólnego między mną a tym człowiekiem? Rwało ją na strzępy ironiczne pytanie, którego zgłuszyć nie mogła. Zamilkł we mnie ten jeden ton — inne rozbudzone nie były — więc...
Instynkt omylił Halskiego. Zawiódł go sromotnie. Gdyby nie dał się Renie opamiętać, cisnął się na nią z furją dawnej żądzy — kto wie, jakby się stało. Lecz on spokorniał, zniżył się — ukląkł i rozpoczął litanję. Zapomniał, że jedna noc, jedna godzina wystarczy, aby z Beatryczy zrobić Messalinę. W tej chwili już na ołtarzyku nie było Beatryczy, a raczej Messalina. I do niej wybrał się Halski z litanją. Spotkał się z chłodem.
Zbyt długo czekała.
Lecz oto, co wzrastać zaczęło w duszy Reny.
Żal, żal straszny, bezbrzeżny do tego człowieka za to wszystko, co się stało.