Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale to jest niepodobieństwo dostać porządną sługę. To już trzecia w tym miesiącu...
Rena powstała.
Dyskusja dalsza groziła objęciem terenu służbowego. To już było nad jej siły. Dziecko wrzeszczące wydało jej się nagle podobne do Halskiego. Wstręt jej wzmógł się. Taki bękart, podrzucony w cudze gniazdo, napawał ją pogardą i gniewem.
— To komplet! — pomyślała z największą goryczą.
Odrąciła jakiś marny zeszycik widoczków z Wenecji, plączący się samotnie na stole.
— Odchodzę!..
— Ja z tobą! — zawołała uświadomiona panna, wciągając pośpiesznie śliczny płaszcz z mieniącego się jedwabiu.
Weychertowa pożegnała je, leżąc ciągle na swej kombinacji meblowej.
— Może będziecie wieczorem w kawiarni na Zamku? Gra muzyka. Przyjdę.
— Czy z redaktorem?
— O nie! Dałam mu urlop — pojechał do Zakopanego.
Rena zaczęła śmiać się szyderczo.
— Jakżeś łaskawa.
— ?...
— Że mu pozwoliłaś odwiedzić żonę.
Weychertowa przybrała pobożną minę.
— Spełniam mój obowiązek względem tej biednej kobiety. Czuwam, ażeby jej nie stała się żadna krzywda. — Zawiózł jej kapelusz i lekarstwo, które mi bardzo pomogło na kaszel.
— Jesteś aniołem!
— Ach nie! Nie mogłabym tylko znieść, aby z mego powodu cierpiała kobieta.
Uświadomiona panna, przypinająca w tej chwili do rozwianych włosów coś nakształt tureckiego feza, ozdobionego dwoma rogami, przytakiwała gorąco.
— Tak być powinno! Tak być powinno! Ja także czuwam, ażeby Ottowicz dał swojej żonie alimenta. — Naturalnie w odpowiednich rozmiarach. Nie pozwolę go obdzierać. Coś przecież musi i dla nas pozostać!
— Zostanie! Zostanie! I wcale nie mało — uspakajała, śmiejąc się, Weychertowa.
— Spodziewam się! — zawołała wesoło Janka, podając jej rękę. — Coś, za coś! Mam opinię zupełnie zepsutą. Niechże wiem dlaczego!...
Rena w milczeniu dotknęła dłoni Weychertowej, wiecznie miękiej i gorącej, i wyszła szybko na wschody. — Dusiła się w obecności tych dwóch kobiet, które wydały jej się w tej