Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz uświadomiona panna zdawała się nie brać do serca ironji Reny.
— Phi! — zawołała — to są jego ostatnie familijne podrygi!
Słowa te wprawiły Weyhertową w szaloną wesołość. Śmiała się, a spazm śmiechu podrzucał masy jej różowego ciała.
Rena patrzyła na nią z coraz więcej wzrastającą odrazą. Nie mogła sobie na razie uprzytomnić Halskiego, z jego wykwintnym erotyzmem, związanego stosunkiem z tą tłustą, bardzo pospolitą kobietą.
Zwłaszcza ten śmiech, przelewający się po prostu w głębi jej gardła, wydętego i podanego naprzód, był nad wszelki wyraz ordynarny i niemiły.
— Jak on to mógł znieść! Jak on to mógł znieść! — myślała — i nie tylko znosił, ale nawet pożądał!...
Janka odwróciła się ku Renie z figlarnym błyskiem w oczach.
— Chwalisz się zawsze instynktem! — zaczęła — a teraz instynkt zawiódł. Przed chwilą był tu Halski!
Rena była przygotowana, iż lada chwila to nazwisko padnie. Niemniej kosztowało ją dużo wysiłku, aby odparować.
— I cóż z tego?
— Sądziłam, że ci będzie przyjemnie spotkać się z nim. Mówiliśmy o tobie i...
Weychertowa rozłożyła się ciężko na przysuniętym fotelu.
— Janko! — wyrzekła — nie rób plotek!
— Jakich plotek? — oburzyła się uświadomiona panna — Halski nic tak dalece złego o Renie nie mówił...
Na Renę uderzyły płomienie.
— Jakto tak dalece złego? — zapytała.
Weychertowa pragnęła interweniować.
— Ależ Janko... proszę cię...
Rena się porwała.
— A nie! A nie! Proszę o bliższe wytłumaczenie. Chcę wiedzieć — co taki pan ośmiela się o mnie mówić.
— Och mój Boże! Powiedział, że... że nie masz temperamentu!
— ?...
— No tak. To nie jest nic złego. Ale w ustach Halskiego urasta to do rozmiarów wielkiej złośliwości. Według niego kobiety, obdarzone temperamentem, jedynie są godne uwagi i liczą się na świecie.
Rena wydęła usta wzgardliwie.
— Dla takiego pana rzeczywiście jedynie ladacznice przedstawiają się zajmująco!