Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Padło znów to słowo i wywołało jakieś ciężkie uczucie niesmaku. — Co więcej, odrazu sprowadziło ich dwoje z roli pożądających się kochanków — do roli nawzajem zastawiających na siebie sieci wrogów.
— Wytłumaczę pani, dlaczego nie uznaję małżeństwa! — odpowiedział, chłodnąc powoli.
— Oto dlatego, że nie znam kobiety godnej wysokiego miana żony...
Drgnęła cała i wpiła w niego wzrok roziskrzony...
— Tak — ciągnął dalej — są wprawdzie młode panny. Ale ich nieskazitelność jest musowa — jak zakonnic, zamkniętych za kratami, lub owych słynnych żon, przystrojonych w średnich wiekach w owe hermetyczne ceinture de chasteté. Nieskazitelność ta zatem niema waloru. W inne kobiety nie wierzę...
Drżała cała z oburzenia.
— Zbyt śmiało wobec mnie — zawołała. — Czy i we mnie pan nie wierzy?
Patrzył na nią przez chwilę. Coś tam lepszego załaskotało go pod sercem. Miała w tej chwili wyraz kobiety istotnie czystej.
Lecz mimo to odparł hardo.
— Jeżeli pani jest cnotliwą — to zapewne dlatego, że nie nadarzyła się pani sposobność prawdziwa, któraby pani odebrała wolę i siłę.
Chciała mu powiedzieć, iż ta „sposobność prawdziwa“ — była właśnie teraz, może najprawdziwsza i jedyna w jej życiu — ale duma nie pozwalała jej na to.
Natomiast — wyrzekła:
— A czy nie dowód to koncentracji ogromnej woli, aby unikać podobnych sposobności?
— To się nie da, takie sposobności nalatują same z ciemności i nieoczekiwanie druzgocą.
— Nic mnie zdruzgotać nie jest w stanie — odrzuciła wyzywająco.
Patrzył na nią przez chwilę przeciągle.
— Pani źle wybrała z grzechów głównych — wyrzekł wreszcie — bo Pychę — są tam o wiele milsze grzechy.
Zaczęła śmiać się dwornie.
— Zostawiam je Panu!
— Wolę grzeszyć rozkosznie — podjął tym samym tonem.
— Och! Znów rozkosz! Rozkosz!... — gardziła ironicznie. — Z przed dwudziestu laty wyszłe z mody efekta.
Wziął w rękę kapelusz jak grzeczny pan, który jest „na wizycie“.