Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z wdziękiem kasjerkę, która aż się mieni od tej króciuchnej rozmowy. Potem — jakby sobie mnie przypomniał, zdaleka składa mi ukłon w ten swój specjalny sposób, ogarniający mnie całą. Tak, od stóp do głowy. Dreszcz mnie przeszywa. Chciałabym mu rzucić w twarz, że jest podły i że go nienawidzę.
Ale on ujął klamkę — i już go niema.
A ja pozostałam z kilkoma koszulami, nadzwyczaj drogiemi, z dwoma combinaisons o błękitnych wstążkach — to jest z wydatkiem kilkudziesięciu guldenów...
To też, gdy subjekt płaczliwym głosem zapytuje mnie:
— I ta czarna, jedwabna koszula?...
Wyrywam mu ją z ręki i rzucam, aż pada poza kontuar.
— Nie potrzeba. Nie chcę.
Z rezygnacją twór Mussetowski pochyla się po ten czarny łachman, „przy którym ciało wydaje się bielsze“. Ja tymczasem idę do kasy płacić za moją przegranę. Widzę stanowczo, iż kasjerka ma jeszcze na twarzy, w uśmiechu, w oczach, odblask tego zmysłowego wdzięku, jaki cechuje Halskiego. Znajduję ją wstrętną i bezwstydną. Mówię do niej jak do psa. Ona, pogrążona w swej ekstazie, nie zwraca na to uwagi. Wychodzę ze sklepu formalnie rozwścieklona. Wskakuję do dorożki, bo czuję, że jestem brzydka i boję się, aby nie spotkać jego. Taszczę ze sobą swoje batysty, które poszarpałabym chętnie w kawałki.
I oto było moje spotkanie z tym nikczemnikiem! Czuję, że on mnie nigdy ani odczuć, ani zrozumieć nie potrafi.

Twoja
Rena.


LIST OSIEMNASTY.[1]

Helu!
Uspokoiłam się.

Wiesz, kto mi dał doskonałą radę? Oto Janka, owa narzeczona Ottowicza. Ciekawa rzecz, jak ta dziewczyna jest experte w tych rzeczach. Możnaby przypuszczać, Bóg wie co, gdyby się nie wiedziało, że jest absolutnie bez skazy. Zapewne, że tu gra rolę przedziwna intuicja. Otóż zjawiła się u mnie wczoraj po południu, bardzo szykowna, bardzo angielska i zawsze doskonale ubrana. Miała w ręku cudowną złotą torebkę, wartości co najmniej sześciuset koron. Prezent Ottowicza! Otóż powiedziałam jej wszystko. Byłam w takim dniu,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Redakcyjny błąd w numeracji tego i kolejnego listu.