Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A każdy z nich, czy to stary von Arnheim, czy to ten kato dr. Miller, czy ów hrabia słomiany, prezes Waldhof, czy to Hakator (!) — każdy z nich jest nakreślony tak wiernie, tak się znakomicie uwypukla na doskonale podmalowanem tle, że widz z zajęciem najwyższem i jakąś trwogą śledzi ich gesta i ruchy dookoła owego stołu, przy którym zasiedli jak do uczty, na której menu złożył się cudzy grosz, uzbierany niegdyś ciężką pracą i mający zapewnić niezależną starość.
Widz przeciętny słyszy zwykle o wielkich oszustwach, o takich bankach paragwajskich, czyta o nich i czasem bierze udział w takiej życiowej tragedji w roli... ofiary. Ale nigdy nie wie, jak się to robi, jak wygląda taka... rada nadzorcza, jak zapadają takie uchwały, które potem rujnują tysiące egzystencyj.
Karlweiss odkrył to przed oczyma widza, uczynił to dość zręcznie, sam pozostał w cieniu, puścił w ruch swe postaci z dużą siłą. Dlatego nie waham się powiedzieć, iż scenę posiedzenia Rady nadzorczej w akcie drugim tej sztuki nazywam znakomitą i mało widzę we współczesnej literaturze dramatycznej wszechświatowej scen podobnych. Brakuje tylko jakiejś jeszcze większej ironji — choć zważyć trzeba, iż jesteśmy pomiędzy typami niemieckimi i brać trzeba ich temperamenty pod rozwagę.
Nieszczęściem banalność Ohnetowskiego romansu dumnej hrabianki, ze szlachetnym inżynierem i cały akt IV. psuje duże i głębokie wrażenie, jakie wywierają zbiorowe sceny. Ale to jest ustępstwo dla sentymentu niemieckiego. Francuski komedjopisarz moderne, nie uczyniłby tego ustępstwa. On córkę nakreśliłby podobną do ojca, młodego von Arnheima, podobnego do tego starego kondora o szlachetnej powierzchowności a usposobieniu łotra, jakim był wczoraj stary Arnheim. I stąd, gdy się wyjdzie z teatru po sztuce Karlweissa, jest jakieś w widzu połowiczne uczucie. Nie wie, którą strunę poruszono w nim właściwie. Czy przestarzałą formą podany romantyzm, czy satyryczną, chłosz-