Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z szablonem i podaje nam swe natchnienie w takiej formie, w jakiej mu duszę ogarnęło. I zaufanie to go nie zawiodło.
Widzowie po pierwszej chwili zdziwienia poddali się urokowi i chłonąć zaczęli w siebie wrażenia. Na sali panowała cisza, uroczysta cisza — artyści słowa swe rzeźbili — i tak, jak sznury pereł przesuwali przed nami. Te króciutkie sceny „po dwoje“, te dialogi, wydawały się poprostu za i krótkie, tak dusza widza, spragniona poezji, pić ją chciała u źródła, pić z czary pełnej i niewyczerpanej.
A z hojnością magnata darzył nas Wyspiański przepychem swej duszy. Tworzył „Wesele“ nie tylko poeta, tworzył je malarz, ten wielki, ten inny, który tak samo w malarstwie, jak w poezji zerwał z szablonem i duszy swej w formę nie wtłaczał. Był jedynym syntetystą w polskiem malarstwie. Tak samo na scenie. Jest potężnym, wielkim, silnym a tak dziwnie harmonijnym! Napozór urywane, nie wiązane sceny, wiążą się, jak wieniec polnych kwiatów, przeplecionych to krwawą chustą kainowych zbrodni, to błyskiem targowickiego złota, to ostrzem kosy, to purpurowym szalem roztęsknionej panny. Każde słowo ma swoje echo, swój oddźwięk. Nic nie jest mówione na marne. I lęk prawie ogarnia. Skąd ten człowiek tak się we wszystkie dusze wgryzł? Skąd on je zna i wszystkie, jako małe strumyki, w jedną wielką rzekę łączy? Są tam w „Weselu“ sceny, które robią wrażenie zielonych, księżycowych smug (Marynia, Widmo). Inne purpurą się krwawią (Szela), inne całe od złota się mienią (Branicki), inne są czarne, z żelaznym odbłyskiem (Zawisza), jeszcze inne maja siność trupiego opalu (końcowa scena). To nie sztuka, nie scena to cała tęcza barw, a na tem tle najpotężniejszy dobór słów, tak złożonych, że widz odnosi bardziej spotęgowane to wrażenie malarskie. Niema nie tylko w naszej literaturze, ale w literaturze wszechświatowej dzieła prostszego a wspanialszego. Z dumą najwyższą myśleliśmy to wszyscy wczorajszego wieczoru! Jakże blade są dzieła Rostanda, jakże deli-