Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to jest beznadziejne! Wyjścia z tej pieczary niema, Strzeże jej sam autor. Jeśli którakolwiek z owych postaci chce wydostać się na świat, to on ją strąca napowrót w ciemnicę. Grzesz! bo musisz — „przeznaczeniu nie możesz przeszkadzać!“ Grzesz więc... a potem płać za ten grzech! I tak dalej, bez końca.
W umyśle widza powstaje rozpaczliwy zamęt, zwątpienie. Chce wołać: „łaski dla nich, dla mnie, dla nas wszystkich!“ Napróżno! Przybyszewski nie zna łaski. Zwątpił sam, niech wątpią i wszyscy. A tem straszniejszy jest jego wpływ, że Przybyszewski, jako autor dramatyczny, rozwija się z błyskawiczną szybkością. „Dla szczęścia“ było próbą, „Złote runo“, to już pełne i doskonałe dzieło.
Treść w prostocie swej wspaniale tragiczna. Ot, niby zwykła historia uwiedzenia żony przyjaciela. Ale końcowa scena aktu drugiego, ale cały akt trzeci (z wyjątkiem niepotrzebnej figury śmierci, przypominającej poskromicielkę szczurów z „Małego Eyolfa“) doskonały. Czuć w nim od początku rozpacz, doprowadzoną do krawędzi przepaści, poza którą jest tylko samobójstwo, śmierć! Literatura dramatyczna polska zyskała potężne, wielkie, głębokie dzieło — co więcej — wieczór ten przyniósł nam wielką radość. Był rewelacją potężnej, silnej, młodej i biegnącej na wyżyny z szalonym pędem dramatycznej twórczości Przybyszewskiego. Twórczości tej nie należy krępować jakiemiś formułkami utartych dróg w „pisaniu na scenę“. Przeciwnie! Należy jej pozwolić biec swoją drogą i przyjmować z wdzięcznością to, co nam daje. Życie się nam przedstawia inaczej, jemu w tej formie. Bądźmy ciekawi, jak jemu się przedstawia! Patrzmy na ową pieczarę, którą on wyrwał w skale swego życia krwią ociekającemi rękami, słuchajmy, co szepcą jego widma, wizje i w ludzkie formy przybrane uczucia — i chroniąc się od zwątpienia i rozpaczy własnem doświadczeniem życiowem — poddawajmy się tylko artystycznym wrażeniom, jakie z dzieł tego niepospo-