Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
„Psyche“, — tragedja dziecinna Zofji Wójcickiej.

Tragedia dziecinna? Cóż to — drwiny, czy dzieci mają jaką tragedię? A potem — jeśli ją mają, czy to obchodzi ludzi dorosłych? To już są ich własne sprawy — ich i pokoju dziecinnego. Niech się porozumieją między sobą. I któżby tam zwracał uwagę na dziecinne kaprysy? Wiadomo, że młodzi chłopcy i młode dziewczątka w „wieku przejściowym“ mają szkaradne ręce, trzymają się garbato, grymaszą, czasem milczą, jak mruki, to znów mówią „bez sensu“ — tak, że aż uciekać trzeba — bo poprostu człowiek dorosły słuchać tych głupstw nie może...
— Uciekać!
I bardzo często ucieka się przed takiem milczeniem, albo taką rozmową dziecka. Ucieka się ze swem już wyrobionem milczeniem, albo upodstawowanem zdaniem, nie mając najmniejszej ochoty słuchać „bredni“ błąkających się po rozdrożu myśli — ucieka się w egoizmie i lenistwie, pozostawiając myśl dziecka, na tych rozdrożach szamoczącą się, tracącą siły, jak ptak, którego latać nie uczono, a który latać pragnie i musi.
A przecież — spojrzyjmy, z jaką cierpliwością matka­‑ptak swe pisklęta z gniazda do lotu przyucza. Nie pozostawia ich swym siłom. Ona im wskazuje, jak mają rozwijać skrzydła. Prawda, że i u ludzi troskliwe matki uczą dzieci „chodzić“ — ale na tem się kończy. Duszy ich chodzić nie