Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadzwyczaj dużo siły, a brutalność tekstu łagodziła właśnie szlachetna nuta, dźwięcząca w grze artystów.
A teraz słówko co do publiczności. Było jej mało, bardzo mało! Ale i tu znajdzie się usprawiedliwienie. W ostatnich czasach namnożyło się dużo tak zwanych „patrjotycznych“ pisarzy. Publiczność lwowska kilkakrotnie zawiodła się i dlatego może lękała się nieznanego pisarza, występującego znów z patriotyczną sztuką. Kilka poprzednich miernot popsuło powodzenie kasowe wczorajszej premjery. Stąd nauka, że należy dobrze rzecz rozważyć, zanim się sztukę na scenę puści. Bo to niejeden wieczór stracony, ale i ciężka krzywda, wyrządzona nieraz utalentowanemu pisarzowi, który ze szlachetną swą praca pragnie stanąć przed pełnym teatrem.
A taka krzywda wczoraj się p. Rakowskiemu stała i po części z winy złego ułożenia repertuaru. Pomiędzy „Carmen“ a... „Fatinicę“ wcisnąć premjerę nieznanego autora, to narazić ją na niezawodne kasowe fiasko. A przecież od dzisiejszej sceny ma się prawo wymagania pewnej opieki dla dramatu i zwłaszcza dla dramatu o tak szlachetnej przewodniej myśli, jak „Ocknienie“. Publiczność niestety na „Fatinicę“ i tak przyjdzie, a dwa dni z rzędu teatru zapełniać nie jest w stanie.