Strona:Gabriela Zapolska - Fjoletowe pończochy.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Stefan był adwokatem w Krakowie i mieszkał przy Florjańskiej ulicy, na której pędzi tramwaj ogłaszając z hukiem i brzęczeniem dzwonka, że Kraków oprócz tak europejskich instytucyi, jak handel Hawełki — promenad, jak linia A—B, posiada jeszcze i tramwaje. Pan Stefan miał w domu meble kupione jeszcze w fazie przedślubnej — meble czarne, z gruszkowego drzewa — pokryte szafirowym aksamitem — meble uczciwego dentysty i te stały zawsze w salonie klasycznie poustawiane dokoła stołu na brzegu dywana — w piękny perski deseń. Żona pana Stefana była spokojna brunetka o dużych sarnich oczach — tak napozór spokojna, jak meble salonu, odziana zawsze dostatnio i przyzwoicie. W kancelaryi skrobało papier dwóch dependentów, obiad podawano o drugiej. — Pan Stefan drzemał po obiedzie, tymczasem schodzili się klijenci, tramwaj huczał pod oknami — w oddali Hejnał jęczał — żona w salonie brzęczała na fortepianie i wszystko było cicho, spokojnie — przyzwoicie.
I teraz ta secessya... ten styl...
To wszystko nawet zrazu wydało się panu Stefanowi śmieszne i brzydkie. Zieleń, fjolet, żółte barwy impertynencko połączone — rzucające się w oczy. Potem te postacie wychudłe z głowami wydętemi... A przecież coś go ciągnęło — kupił sobie na wystawie katalog.
Na okładce była zielona kobieta z rudemi włosami...
Wieczorem, w kawiarni pokazał ten katalog jednemu z polskich dziennikarzy, który pisał swe korespondencje na rogu stołu, otoczony kłębami dymu.
— Och to... modern! — wyrzekł dziennikarz, a potem z pewną ironią obrzucił pana Stefana litosnem wejrzeniem.
— To się Panu nie może podobać... to zanadto secessjonistyczne...
Lecz Stefan obruszył się na tę obelgę.
— Co? zawołał — pan myśli, że my w Krakowie to już się na niczem nie znamy. Jeżeli kupiłem katalog, to dlatego, że mi się podobał. Ja może jestem więcej modern niż pan — proszę mi wierzyć! — Dziennikarz zadziwił się i pokręcił głową.
— Proszę! proszę!.. ja sądziłem, że to trzeba mieć specyalną estetyczną edukacyę, aby ten kierunek odczuć i zrozumieć.
— Ja też mam tę... edukacyę...
— W Krakowie?
— Tak panie — w Krakowie. — U nas też ludzie panie są modern i takie rude panny w zielonych sukniach już dawno malowali na afiszach z naftą!
Stefan wyszedł zaperzony z kawiarni. Na drugi dzień powrócił na wystawę. Długo się wpatrywał w zielone dywany, draperje, chorobliwe kwiaty, pannę z pejsami i powrócił do Krakowa z oczyma pełnemi dziwnych wizyi, owianych zielono fjoletowemi płomieniami, które go wyrywały z codziennego życia i ciskały w jakieś fantastyczne, nadzwyczajne światy.


∗                    ∗