Strona:Gabriela Zapolska - Dlaczego wiary nie mają.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co mówicie? co mówicie? — zawołał prawie z rozpaczą sztygar — wytrzymaliście już tak długo, możecie przetrzymać jeszcze...
— Kozaków nie było nad karkiem, to dlategośmy wytrzymali.
— Boicie się?
Piotr podstąpił bliżej do okienka i z ciężkością podniósłszy powieki w twarz sztygara spojrzał.
— Boimy się! — odparł — boimy się, bo my wiemy, że jak Kozaki na nas najadą i bić zaczną, to was, sztygarów, tam nie będzie, tylko my sami, my górnicy! my robotnicy! Wy coście nas do tej zmowy namówili, schowacie się w kąty, a nas będą bić, kaleczyć, aresztować, w turmy zamykać i kto wie, może do nas strzelać i zabijać...
Dolna szczęka drżała mu, jak w febrze, gdy mówił te słowa. Podczas kilku dni strajku, nagromadził w sobie tyle nienawiści do tych sztygarów, których mianował przyczyną wszystkiego złego, jakie się w Dąbrowie górniczej działo, że nie mogąc wyrzucić ze swej piersi tej nienawiści, dławił się nią po prostu tak, iż oddychać nie mógł.
A sztygar wiedział, iż działając w sprawie polepszenia bytu dla tych robotników, był dla tego ogółu nienawistnym wrogiem. Czuł to dziś, gdy przechodził po kopalni, gdy rozmawiał ze strajkującymi. Przybycie Kozaków osłabiło ducha w górnikach i przejęło ich trwogą. Kobiety zanosiły się z płaczu, widząc już w wyobraźni trupy, z przestrzeloną piersią. Tam, na krańcu Dąbrowy, czerniała cała linia Kozaków dońskich, stojących nieruchomo, każdy przy