Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

fatalną grozę jakiegoś potworu dziwacznego, czającego się na upatrzoną ofiarę.
Tadeusz, zmieszany tém spotkaniem, cofnął się i mimowoli ku owéj willi z wieżyczką iść zaczął. Doszedłszy do kraty, stanął i pozostał tak nieruchomy, wpatrując się w ową kartę uczepioną o kraty balkonu, kartę, którą wiatr na obie strony kołysał.
I z uporem maniaka ciągle czytał:
— A vendre ou à louer.