Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



IX.

Trzęsący omnibus hotelowy o wyzłoconém dziwacznie pudle zaczął dudniéć z hałasem po bruku. Tadeusz, zmęczony forsowną w trzeciéj klasie jazdą, wtulił się w kąt i przymknął oczy. Lecz w okienku drzwi pojawiła się głowa posługacza, który wrzasnął z całéj siły:
Le port!..
Tadeusz oczy otworzył i zaczął patrzeć przez szyby na panoramę portu Concarneau, znajdującego się w chwili zupełnego przypływu morza. Patrzył i oczom swym nie wierzył, tak czarowny widok miał przed sobą. Wychowany pomiędzy ulicą Jezuicką i namiestnictwem, nie zastanawiał się nawet, iż na świecie, oprócz Wałów i salonów, ogrzanych sztuczném światłem i przesyconych duszną atmosferą, są inne jeszcze miejsca, pełne jasności, przestronne i całe białe od szerokiéj płachty staczającego się w przepaść widnokręgu.
Jego biedne oczy koncepspraktykanta otwarły się