Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, proszę pani!..
— Chodźże tutaj, co tam robisz jeszcze w téj ciemnéj kuchni?
Po chwili na progu drzwi ukazała się Tecia, ubrana w szkocką bluzkę i czarną spódniczkę wełnianą. Głowa jéj aż lśniła od jakiegoś olejku i włosy piętrzyły się wysoko, na czubku spięte całą bateryą szpilek z celluloidu.
— Babcia...czeka!.. — wyrzekła nieśmiało dziewczyna.
Wielohradzka spojrzała na nią ze zdziwieniem i nagle, przypominając coś sobie, uderzyła się w czoło.
— Ach! tak!.. tak!.. powiedz babci, że natychmiast przyjdziemy. Idź naprzód!
Tecia zniknęła we drzwiach kuchenki
Wielohradzka zbliżyła się układnie do syna.
— Mój Tadziu!.. — wyrzekła powoli — dziś imieniny Teci... możebyśmy poszli na chwilę do Pikniewiczowéj...
Wielohradzki wzruszył ramionami.
— Ani myślę!.. to stara plotkarka.
— Ależ mylisz się!.. — tómaczyła matka. — Zresztą pomyśl, dawna nasza sąsiadka, stara kobieta... czeka na nas...
Zawahała się chwilę, wreszcie dodała dość szybko:
— Zrób to dla mnie!.. proszę cię!... Tecia jest mi wielką pomocą w méj pracy! Dziewczyna nie-