Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
2 KOLEGA.

Pani daruje...

FILO.

Doprawdy... coś takiego...

STEFKA (śmieje się).

Ależ to nic, to takie meble od siedmiu boleści. Ani na nich usiąść. To żydowskie. Niema tu między wami żyda? No to dobrze, to się żaden nie obrazi. Siadajmy na ziemi! Tak się przynajmniej nic nie załamie. Co? źle?

FILO.

Ale cudownie!

(siadają w kółko na ziemi Stefka pomiędzy niemi — rzuca im przedtem trochę poduszek).
STEFKA.

Jak na wschodzie! A jakbyśmy się załamali, to prosto buch do piwnicy. Ha! ha! ha!

(śmieją się wszyscy, zdrowym dziecięcym śmiechem).
FILO.

Ja bym panią uratował.

KOLEDZY.

I ja! i ja!

STEFKA.

A to jak?

FILO.

W powietrzu złapał.