Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/04

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

Kiedy się wspomina dziś nazwisko Zabłockiego, to prędzej przychodzi na myśl ów przysłowiony spekulant, który tak fatalny interes zrobi na spławianem mydle, aniżeli ów oświeconego wieku najcelniejszy komedyopisarz, „polskim Molierem“ zwany, tak głośny i popularny swojego czasu, a tak zapomniany jeszcze za życia, Franciszek Zabłocki.
A kiedy się mówi o komedyi polskiej w ogólności, to pod nią rozumie się jedynie tę, co się z „Panem Geldhabem“ dopiero narodziła przed laty siedemdziesiesięciu, pokrzywdzając niesłusznem zapomnieniem wszystkich poprzedników starego Fredry, choćby od tej pierwszej naszej oryginalnej krotochwili dwuaktowej z początków XVII-go wieku, która ma za autora Piotra Barykę, a za tytuł: „Z chłopa król“! Oryginalny to objaw w literaturze naszej, że choć uprzedzamy Szekspira w tragedyi pod względem czasu i mamy pierwej „Odprawę posłów greckich“, niż Anglicy „Hamleta“, że choć w zarodkach lgnie się typowa swojska komedya już w XVI-tym wieku, przybierając naiwną formę intermedyów czyli dyalogów, a ślady widowisk teatralnych sięgają aż w początki XIII-go stulecia — mimo to nie możemy się przez cały ten czas zdobyć na dojrzały dramat, jako osobny, najszlachetniejszy rodzaj poetyckiej twórczości. Ta sztuka, która rodzi się tyle razy w ciągu kilku wieków,