Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

królewicza“! — zakończył Amra i dumnie spojrzał na białego człowieka.
Widząc, że zmieszany cudzoziemiec milczy, Amra skinął mu głową i odszedł.
W ślad za nim ruszył też Birara, wciąż się jednak oglądając i mrucząc bez przerwy.
Z pewnością — klął lub drwił.
W tej samej chwili chłopak wydobył z kieszeni tabliczkę czekolady i, ułamawszy kawałek, dał go Birarze.
Słoń zaczął chrupać i cmokać głośno, aż przełknął przysmak i chrząknął figlarnie.
Posłyszawszy głos Birary, Amra się roześmiał, był bowiem przekonany, że starowina wypowiedział mniej-więcej taką myśl:
— A tośmy im dali bobu! Co?!
Chłopak zajrzał w roziskrzone oczy słonia i parsknął głośnym śmiechem.