Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hindusa błysnęła „kora“ — ostry, krzywy, jak sierp, nóż.
Nie oglądając się na chłopców, Birara zasłonił ich swem ciałem i wydał krótkie trąbienie, wyzywając wroga na śmiertelny bój.
Słoń i tygrys mierzyli się wzrokiem.
Trwało to jedno mgnienie oka, które wydało się wszystkim wiecznością. Goście, strzelcy i słudzy maharadży nie śmieli ruszyć się z miejsca w obawie, że przyśpieszy to napad drapieżnika.
Rozumiał to też i Birara. Należało zatem uprzedzić skok tygrysa i samemu przejść do ataku.
Podnosząc nogi wysoko, aby móc w każdej chwili przycisnąć wroga do ziemi, słoń ruszył naprzód z przeraźliwem trąbieniem.
Tygrys nie czekał dłużej i skoczył.
Uderzył się piersią o wyprężoną trąbę i o mało nie spadł słoniowi pod nogi, lecz zdążył mu jeszcze wbić pa-