Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i z jej szczytu odsłaniała się szeroka, bezgraniczna panorama tajgi z łańcuchem czerwonych gór na horyzoncie.
Tam daleko ciągnął się brzeg Jeniseju, tam stały siedziby ludzkie, tam byli wrogowie i przyjaciele, tam... dalej na zachód, była ta, do której szły moje myśli...
Dlatego to właśnie przyprowadził mię Iwan do cedrowego lasu. Sam on nieraz spędzał zimę w samotości, tylko ze swemi myślami, oko w oko z naturą, powiedziałbym — „przed obliczem Boga“. Doświadczył rozpaczy, samotności i szukał ukojenia. Wiele razy myślałem nad tem, że jeżeli sądzono mi jest umrzeć tu, to umierając, ostatnim wysiłkiem podniosę się na szczyt i umrę, patrząc w stronę nieskończonych gór i lasów, poza któremi znajduje się najdroższa dla mnie istota, oderwana ode mnie zrządzeniem losu.
Życie w takich warunkach dostarczało dużo materjału dla myśli, a jeszcze więcej dla pracy fizycznej, gdyż było ono — ustawiczną walką o byt, walką ciężką i bezwzględną.
Najcięższą pracą było przygotowanie zapasu drzewa na najdę i małego ogniska dla przy-