Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Umarli, lecz nie wydali swojej tajemnicy. A złoto było w szachcie i w lodowni zakopane w wielkich glinianych garnkach. Lecz Gawrońscy nic nie powiedzieli, nic, a przecież torturowaliśmy ich, ogniem paliliśmy, palce wykręcaliśmy, oczy wydłubywaliśmy... A oni milcząc, umarli.
Cisnął palące się drzewo w czerwony otwór pieca, rzucił się nawznak na ławę i zdławionym głosem mruknął:
— To opowiadali mi chłopi z tych okolic... Ale... czas już spać!
Późno w nocy słyszałem ciężkie westchnienia Iwana, cichy szept i niewyraźne słowa. Widocznie wił się na twardej ławie i palił fajkę po fajce.
Siódmego dnia wjechaliśmy do gęstego cedrowego lasu, rosnącego na zboczach górskich.
— Stąd — objaśnił Iwan — do najbliższej siedziby ludzkiej 80 wiorst przez bagna i gęstą tajgę. Zrzadka tylko zabrnie tu jakiś zbieracz orzechów cedrowych, ale to może się zdarzyć tylko na jesieni. Do tego czasu nie zobaczycie tu żywej duszy. Tu „zwierza“ dużo, dużo