Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wona«, tak i oni, zapuściwszy się głęboko w las, ledwo zdołali umknąć Przed burzą. Sonet piąty, w którym poeta opisuje tę burzę, jest tak piękny, że trudno się oprzeć pokusie, ażeby nim nie przyozdobić tych kartek.

Uciekajmy jedyna! Jakiś demon grozy
I tu nam pozazdrościł wiosennego wczasu.
Grzmi nad nami, jak gdyby to sklepienie lasu
Skamieniało pod jego powietrznymi wozy.

Dziki popłoch ogarnia jesiony i brzozy,
Grad gałęzi, deszcz liści spada śród hałasu,
Zastępuje nam drogę wiatr... Nie traćmy czasu,
Nim się zetrą zwaśnionych żywiołów obozy.

Oto szałas... Pójdź teraz, pójdź do piersi mojej!
Niech cię wrząca w niej miłość odwagą uzbroi,
Niech twe oczy nie trwoga, lecz pieszczota mruży...

Widziałaś?... Dwie ptaszyny w gwarliwej rozmowie
Zajrzały tu i pierzchły... Pewnie kochankowie...
Patrz! one więcej nas się lękają, niż burzy...


W następmm sonecie panuje nastrój Chopinowskich nokturnów: poeta przechadza się O zmroku, sam, rozmarzony myślą o ukochanej, z którą rozłąka, choćby niedługa, przyprawia go o szaloną tęsknotę. Dokoła panuje poezya wiosennego wieczoru, poezya, którą tchnie np. słynne Adagio sostenuto z Beethovenowskiej Sonaty Cis‑moll, a którą nasz rozkochany paź »królowej wiosny« odczuwa bardzo subtelnie, kiedy mówi, że:

Księżyc wytrąca zwolna słońcu berło złote
I wskrzesza czary, godne lampy Aladyna:
Lazur, gwiazdami tkany, nad ziemią rozpina,
Wody przemienia w srebro, gaj w błękitną grotę...
Świetliki przesypują iskrami ciemnotę...
Rosa po liściach dzwoni...


Ale nie ślepy na piękności otaczającej go natury, więcej aniżeli o cichej poezja zapadającego wieczoru, myśli o swej ukochanej, na którą czeka w tym rozbłękitnionym gaju. Schadzka. Jego »gołąbka« obiecała mu, że wieczorem przyjdzie do tego gaiku »na słodką miłości biesiadę«. Lecz nie przychodziła jakoś. On tymczasem, czekając na nią, pełen niecierpliwości i obawy, naprzód »budował niebiosa dla swego bóstwa«.

Potem słuchałem pieśni, co brzmiała stugłosa,
Że czekać straszną męką jest, chociażby w niebie.