Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grobowa cisza zapanowała na korytarzu. Wszyscy — i więźniowie i władze i żandarmi i nawet półdzicy kozacy — czuli, że za chwilę odczytanym zostanie coś takiego, co pozostawi krwawy ślad po sobie...
I przeczucia te nie omyliły.
Rozporządzenie generał-gubernatora głęboko utkwiło w naszej pamięci. Przytaczam je, aczkolwiek tylko z pamięci, niemal dosłownie jednak: „Wobec stale powtarzających się zakłóceń porządku w więzieniach dla politycznych, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, polecam panu oznajmić uwięzionym, że na przyszłość za wszelkie zakłócenia dyscypliny więziennej będą oni, na równi z kryminalistami, karani chłostą. Gdyby uwięzieni stawiali opór przy zaaresztowaniu kogokolwiek z nich dla wykonania tej kary, polecam panu użyć siły zbrojnej, nie rachując się ze skutkami“.
Umilkł oficer. Przez chwilę panowała okropna cisza, rzekłbyś, że nawet wszyscy stojący przed nami oprawcy czuli całą ohydę odczytanego rozkazu i, zdając sobie sprawę ze stanu naszej duszy, nie śmieli zakłócić tej ciszy.
— Więcej nic — po długiej chwili wybełkotał Masiukow.
Oczywiście, że „więcej nic“... Cóż mogło — być więcej!
Zawstydzeni misyą, jaka im przypadła w udziele, oficerowie wyszli, a za nimi podążyli żandarmi i żołnierze, otworzono cele, ale przez długą chwilę nikt z nas się jeszcze z miejsca nie ruszał...
Cios był dobrze wymierzony... Rząd rozumiał, że przekracza Rubikon i obawiając się by więźniowie