Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niekiedy kiwali z pewnym wyrzutem głowami, niekiedy, litością zdjęci, sięgali do sakiewki, by nam dać jałmużnę. Nikt im w tym wypadku nie przeszkadzał, żołnierze dopuszczali ich do nas dosyć blizko...
Na mnie po raz pierwszy będącego w Rosji te stosunki, ten spokój niezakłócony nawet bohaterską walką „Narodnej Woli“ dziwne sprawiał wrażenie. Nawet żołnierze tu byli inni: dobroduszni, uprzejmi.
Szliśmy długo: godzinę, a może i więcej. Gdy nas nareszcie wprowadzono do więzienia transportowego, tak zwanej „pieresylnoj“, znowu zauważyliśmy różnicę pomiędzy Rosją a Polską, Moskwą a Warszawą.
W Warszawie stosunki nasze do władz były zupełnie wyraźne: stanowiliśmy dwa wrogie obozy, w każdej chwili gotowe do walki. Ani my od władz, ani władze od nas nigdy niczego innego prócz wrogich wystąpień oczekiwać nie mogły. To też stosunki te były sztywne, urzędowe. Żandarm, żołnierz lub strażnik tylko wtedy wychodzili ze swej roli, gdy całkowicie stawali po naszej stronie. Takim był żandarm Ponomariow. Zaagitowany przez nas w X pawilonie stał się naszym listonoszem i za te świadczone nam usługi został skazany na trzy lata rot aresztanckich. Inni byli władzą wrogą względem nas, śledzącą nas i tra-