Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

by weszli w skład pierwszej grupy. Zgodzili się... Jeszcze smutniej zrobiło się w Tomsku po ich odejściu. Jak senne muchy wałęsaliśmy się po obszernym więzieniu, czekając na swą kolej. Miejscowa kolonja nie zapominała o nas, ale dawny urok tych widzeń już prysnął, treść znikła, pozostał obrządek, rytuał.
Z prawdziwym zadowoleniem doczekaliśmy się nareszcie dnia wyjazdu. Przyszło 12 żołnierzy z podoficerem (po jednym żołnierzu na każdego wygnańca), zajechały furmanki pod rzeczy, wyprowadzono nas z rot aresztanckich i poprowadzono do więzienia transportowego. Od żołnierzy dowiedzieliśmy się, że są specjalnie dla nas przeznaczeni i że mają nas eskortować aż do Krasnojarska, gdzie znowu inni ich zastąpią aż do Kańska. Było to dla nas bardzo dogodne. Żołnierze tym bardziej są ugrzecznieni, im dłużej obcują z ludźmi. Ciągła zmiana konwoju utrzymuje ich w stanie dzikim, przy dłuższym obcowaniu można ich z sobą oswoić. Tak też się stało. Po dwu, trzech dniach żołnierze stali się bardzo dogodnemi lokajami, którzy wnosili rzeczy nasze z furmanek na etap, przynosili wodę i t. d., wzamian za co otrzymywali trochę strawy i po przybyciu do Krasnojarska — kilka rubli.
W więzieniu transportowym odbyła się zwykła ceremonja konfrontacji i kontroli, ze mnie zdjęto