Przejdź do zawartości

Strona:Feliks Gwiżdż - Kośba.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem ojciec zaciął kosą raz
I leży pokos, jako głaz...
— Ojcze — wyrzekłem — ręka drży,
Z pod trawy buchnie morze krwi.
— Synu — rzekł ojciec — jeno koś
I o pogodę Boga proś.
Ze krwi wyrośnie nowy ród,
Słonko zachodzi, bo ma wschód.

Więc pochyliłem się nad łąką,
Nad moją łąką cudobarwną
I jąłem kosić, kosiarz młody,
Że jeno leciał kosy dźwięk
I podcinanej trawy szum...
Tak kładł się pokos za pokosem
I lśnił na słońcu kędzierzawą grzywą —
A w sercach naszych nie było już łez,
Ani litości dziecinnej,
Ani próżnego leku — —
Jeno ogromna, nieobjęta radość,
Że na jesieni wyrośnie tu znowu
Mięka, jak usta kobiece,
Pachnąca, jak włosy kobiece,
Cudnej zieleni otawa...