Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mach magnackich niema zwyczaju wprowadzać dzieci do salonu podczas liczniejszych przyjęć. Hrabia to rozumiał, i chociaż z góry już postanowił na ten raz od zwyczaju odstąpić, naradzał się nad tem z siostrą, dla pozoru jedynie, a w końcu powiedział:
— Dzieci bywają najczęściej głupie i nieznośne, trudno więc wprowadzać je pomiędzy ludzi. Ale ten chłopiec niepodobny do innych dzieci, z pewnością nie dokuczy nikomu; na zapytania odpowiada roztropnie, a nie pytany milczeć umie. Może więc śmiało pozostać w salonie przy gościach.
Nadszedł dzień obiadu, Cedryk wyszedł do gości, a chociaż milczeć umiał, nieustannie prawie musiał rozmawiać, bo mu milczeć nie dawano. Panie go pieściły, zasypywały pytaniami, sadzały przy sobie; panowie pobudzali do żartów, a chociaż chłopczyk najczęściej nie rozumiał, czego się tak śmieli, gdy on mówił poważnie, bawiło go to jednak i cieszyło. Wieczorem zamek cały zajaśniał mnóstwem świateł, pełno kwiatów było wszędzie, panowie wyglądali tak wesoło, panie tak pięknie się postroiły w jasne, różnobarwne suknie, w błyszczące klejnoty, Cedryk zachwycony był tym widokiem, całkiem nowym dla siebie. Jedna szczególnie młoda pani wydała mu się taka prześliczna, jak królewna z bajki czarodziejskiej. Miała białą,