Przejdź do zawartości

Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzień, w którym złapano „mygale“, obfitował w bardzo niebezpieczne spotkania. Powracając do domu, na obiad, przyjaciele przechodzili przez zwaliska kamieni i piargów, pozostałych po wznoszących się tu niegdyś skałach.
Droga była niełatwa, bo kamienie co chwila usuwały się z pod nóg. Ludzie ślizgali się na nich i potykali, tłukąc sobie i kalecząc stopy.
Herkules wydał nagle przeraźliwy okrzyk i uskoczył na bok, wołając:
— Uciekaj!... Uciekaj, mały mussu!
Jurek, nie namyślając się i nie tracąc ani chwili, poszedł za przykładem murzyna, odbiegając na stronę.
Stanął obok Herkulesa i zapytał go z trwogą w głosie:
— Cóż cię tak nastraszyło?
Murzyn, drżąc cały, odpowiedział szeptem:
— O-o, mussu, ujrzeć tuż przed sobą dużą, starą „naja“...
— Naja? — powtórzył chłopak.
— Najjadowitsza żmija, która niesie śmierć... O, naja — to straszna żmija!
Jurek jął oglądać kamienie, z których obaj zeskoczyli przed chwilą.
Wkrótce zobaczył żmiję. Długa na półtora metra, leżała zwinięta, a nad skręconem jej cia-