Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

transz, kluczył w ich labiryncie, aż późnym wieczorem, gdy już umilkły odgłosy bitwy, dotarł do Carency, gdzie przenocował. Następnego dnia spotkał znajomego oficera sztabowego z Paryża i z nim razem objechał raz jeszcze front Artois, ciągle obmyślając feljeton o Polakach. Chciał napisać tę korespondencję w najwyższem natchnieniu, ponieważ rozmowa z tymi ludźmi oświeciła kilka niejasnych dla niego zjawisk. Był wdzięczny tym obcym żołnierzom i chciał wzbudzić uznanie dla nich w tłumie ulicznym, bezmyślnym, jak każdy tłum, lecz zdolnym do uniesień. Nie udało mu się jednak znaleźć chwili wolnej.
Wypadło mu zwiedzić pozycje angielskie, gdzie wojsko natrafiło na zacięty opór Niemców. Brytyjse pułki, złożone z ochotników, nie oszczędzały swego życia, ginęły pod kulomiotami, wikłając się w pajęczyny drutu kolczastego, cofały się, jak fale, rozbijające się o stromy brzeg, i znowu pędziły naprzód, padając pod niewidzialną kosą z kul niklowych, granatów ręcznych i pocisków lekkiej artylerji, bijącej w nich zbliska, tuż z poza okopów, ziejących ogniem i śmiercią.
Nesser zajrzał do szpitali przyfrontowych i na ewakuacyjne punkty Czerwonego Krzyża. Calais, Boulogne, Paris-Plage, Berek-sur-Mer, a nawet Amiens nie mogło już zmieścić rannych. Długie łańcuchy pociągów, naładowanych krwawiącem mięsem ludzkiem, sunęły w głąb kraju — do Paryża, Bordeaux, Marsylji, Tulonu i do szpitali, zakładanych na pograniczu szwajcarskiem. Znowu zobaczył Nesser straszliwe oblicze wojny — nie tej, co porywem, chaosem i zgiełkiem zmusza serce, aby milczało, prze-