Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żałe. Nie zatrzymywała się ani na chwilę, szła wprost przed siebie, jakgdyby nie widziała podnoszących się to tu, to tam słupów ziemi i nie słyszała gwiżdżących wokół odłamków i pękających nad polem szrapneli. Pochyliła się wreszcie nad niewidzialnym za nierównością gruntu człowiekiem i wydobyła z worka flaszkę. Poiła rannego. Po chwili znów szła dalej. Granat wybuchnął w pobliżu, otoczył ją czarnym obłokiem. Gdy dym opadł, Nesser krzyknął. Ujrzał sanitarjuszkę, klęczącą przed leżącym na ziemi żołnierzem.
— To — Manon do Chevalier — mówił oficer sztabowy. — W Argonnach dostała się ona w ręce niemieckiego podjazdu i została zgwałconą. Poświadczyli to ranni „bosze“, którzy przeszli do nas... Ta sanitarjuszka znana jest z niezwykłej odwagi — chociaż podejrzewamy, że świadomie szuka śmierci...
Nesser, nie spuszczając oczu z białej postaci, obchodzącej straszne pole, drgnął nagle i wytężył wzrok. Wydało mu się, że kobieta podniosła rękę i machnęła w jego stronę.
— Co pan robi? — krzyknął przerażony oficer.
Nesser wybiegł ze skrytki, przesadził niewysoki nasyp i gnał przez pole. Słyszał, jak waliły niby młotem i wstrząsały grunt pod nogami wybuchające granaty, wyły i jazgotały rwące się szrapnele, ze świstem szczękały o kamienie kule i odłamki żelazne, lecz on widział przed sobą tylko ją jedną — kobietę w białym fartuchu, z ręką, podniesioną wysoko nad głową. Dopadł wreszcie jej zdyszany i prawie nieprzytomny. Posłyszał głos sanitarjuszki — cichy i spokojny jakimś straszliwym spokojem.
— Major tu leży... ciężko ranny... Musimy go przenieść na czołówkę — inaczej umrze...